Czy porodówki w Polsce czeka fala zamknięć? Decyzję o ich przyszłości podejmą dyrektorzy szpitali i lokalne władze. Co to oznacza dla pacjentów i samorządów?
Wiceminister zdrowia Jerzy Szafranowicz poinformował, że przyszłość oddziałów ginekologiczno-położniczych w Polsce zależy od dyrektorów szpitali oraz władz samorządowych, takich jak starostowie czy prezydenci miast.
Jak zaznaczył w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, decyzje te będą uwzględniać potrzeby lokalnej społeczności oraz możliwości finansowe placówek.
– Są rzeczywiście porodówki, które mają 200-300 porodów rocznie i starosta czy prezydent nie chce się zgodzić na likwidację. Jego prawo, jego przywilej. Jeżeli uważa, że ta porodówka jest u niego niezbędna i potrzebna, nikt go nie zmusi do likwidacji tej porodówki, jeżeli ma możliwości finansowe, bo przy 200-300 porodach porodówka generuje stratę rzędu 5-6 mln zł rocznie – przyznał wiceminister.
Reforma szpitali, choć opóźniona, jest jednym z kluczowych elementów odblokowania funduszy z Krajowego Planu Odbudowy. Środki te muszą zostać wydane do końca czerwca 2026 roku.
Rząd złożył wniosek do Komisji Europejskiej o przesunięcie wdrożenia przepisów na trzeci kwartał 2025 roku. W międzyczasie ministerstwo planuje pilotaż reformy, który pozwoli niektórym placówkom przeprowadzić restrukturyzację wcześniej. Środki na te działania będą pochodzić z Funduszu Medycznego.
Choć reforma nie zakłada obowiązkowego zamykania porodówek, decyzje będą zależeć od lokalnych uwarunkowań. Oddziały w małych szpitalach, które obsługują niewielką liczbę porodów, mogą być narażone na likwidację, jeśli ich utrzymanie stanie się zbyt kosztowne.
Jednocześnie rząd zapewnia, że tam, gdzie będzie to możliwe, zostaną wprowadzone działania usprawniające funkcjonowanie szpitali, by poprawić jakość opieki.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz